Rowerowy rajd do Wilna rozpoczął się w sobotę. Jest to najdłuższy rajd w wykonaniu Grupy Rowerowej Dominowo - trasa liczy około 750 km, a uczestnicy w domach będą dopiero w niedzielę 3 lipca. Dodatkowo jest to pierwszy w historii rajd z metą poza granicami Polski. Rekordowa jest też liczba uczestników – wyruszyło 20 osób. Komandorem rajdu odpowiedzialnym za sprawną jego organizację - jak zawsze - jest Aleksander Kubiaczyk. Podróż rozpoczęła się w sobotę punktualnie o godz. 8:00 przed budynkiem Urzędu Gminy w Dominowie. Uczestnicy ubrani byli w specjalnie na tę okazję przygotowane rajdowe koszulki. Do uczestników przemówienia wygłosili starosta Ernest Iwańczuk i wójt Krzysztof Pauter. Obecny był też jeden ze sponsorów Tomasz Adaszak oraz garstka kibiców. Warto również dodać, że w organizowaniu tej imprezy finansowy wkład mieli też: Grzegorz Spochacz i firma Locum. W rajd zaangażowanych jest aż 20 osób, którzy jednak uczestniczą w nim na różne sposoby. Większość uczestników (14 osób) rozpoczęło swoją przygodę w Dominowie w sobotę i pedałując na rowerach dojedzie do Wilna po ośmiu dniach. Dwuosobowa ekipa techniczna wspiera rowerzystów, jadąc specjalnie na tę okazję oklejonym samochodem wiozącym bagaże i części zapasowe. Pozostała, określana jako „grupa pościgowa”, to czterech silnych, ambitnych, odważnych i nie bojących się wyzwań chłopaków, którzy z racji swoich napiętych grafików wyruszą dopiero dwa dni później, czyli w poniedziałek. Będą pokonywać odcinki dwa razy dłuższe, na dodatek innymi trasami - trudniejszymi i z większą ilością przewyższeń. Grupa pościgowa dogoni resztę uczestników w Augustowie i granicę kolarze z Dominowa przekroczą już razem. Pierwszy odcinek rajdu to trasa o długości 123 km z Dominowa do miejscowości Borysławice Kościelne (okolice Kłodawy). Jazda w upale nie była zbyt komfortowa, a do tego po 20 kilometrów zepsuł się rower jednego z uczestników. Awaria była tak poważna, że nie pozostało nic innego jak… wrócić autem do Dominowa po zapasowy rower. W niedzielę rajdowiczów czekała trasa długości 85 km do Płocka. Po drodze konieczna była wymiana pedałów w jednym z rowerów, a cztery kilometry przed hotelem przyplątała się przebita opona. Pechowy rower trafił na pakę busa technicznego, a pechowy kierowca do kabiny pasażerskiej. Była też efektowna wywrotka na drodze pełnej dziur, ale groźnie wyglądająca kraksa zakończyła się jedynie na obtarciach i stłuczeniach. W poniedziałek meta zaplanowana była w miejscowości Łaguny za Ciechanowem - trasa miała długość około 100 km. Sporo było niebezpieczne jazdy kierowców ciężarówek. Serwisanci Zbyszek i Wiesiu mieli pełne ręce roboty. Potrzebne były wymiana opony i wymiana linki od przerzutki, ale do Łagun udało się dojechać w komplecie. W poniedziałek ruszyła też grupa pościgowa, a we wtorek nocleg zaplanowany był w Łomży, na zakończenie trasy o długości 106 km.

krzem