Krzysztof Kubiak: Donald Tusk ogłosił plany związane ze szkoleniami wojskowymi. Jak pan ocenia ten pomysł?
Marek Idaszek: Myślę, że to bardzo dobry krok. Obecna sytuacja geopolityczna w Europie jest napięta, a Polska leży w miejscu geograficznie trudnym do obrony. Im więcej obywateli będzie przeszkolonych w zakresie obronności, tym bezpieczeństwo naszego kraju będzie większe. Widać to choćby na przykładzie Ukrainy. Na początku wojny wielu ludzi nie miało pojęcia, jak reagować na alarmy bombowe, ale dziś sytuacja się zmieniła. Tamtejsze społeczeństwo nauczyło się, jak postępować w razie zagrożenia. W Polsce brakuje tego typu świadomości. Szkolenia, nawet dobrowolne, mogą znacząco poprawić nasze bezpieczeństwo. Zachęty do takich szkoleń powinny być dobrze przemyślane. Nie każdy młody człowiek widzi potrzebę zdobywania wiedzy o obronności, dlatego warto podkreślać, że są to umiejętności przydatne także w codziennym życiu. Sztuka przetrwania, pierwsza pomoc, umiejętność pracy w zespole – to wszystko może pomóc w wielu sytuacjach, nie tylko w warunkach wojennych.
Czy Polska jest gotowa na takie szkolenia?
To wymaga organizacji, ale mamy już pewne doświadczenie. WOT szkoli ochotników od kilku lat, działają również programy Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej. Trzeba nad tym pracować, bo historia pokazuje, że nie możemy liczyć jedynie na sojuszników. Musimy być samodzielnie gotowi na obronę kraju. Wojsko polskie przechodzi obecnie modernizację, ale samo uzbrojenie to nie wszystko. Kluczowe jest przygotowanie ludzi. Potrzebujemy więcej ośrodków szkoleniowych i infrastruktury, która umożliwi skuteczne ćwiczenia. Na przykład dostęp do strzelnic jest wciąż ograniczony. W wielu regionach brakuje miejsc, gdzie można legalnie i bezpiecznie nauczyć się posługiwania bronią. To poważny problem, który powinien zostać rozwiązany, jeśli chcemy realnie przygotować społeczeństwo do obrony kraju.
Czy powinniśmy wrócić do obowiązkowej służby wojskowej?
To trudne pytanie, ale patrząc na przykład Finlandii czy Szwajcarii widzimy, że model obowiązkowego szkolenia działa. W Finlandii każdy mężczyzna i chętne kobiety przechodzą kilkumiesięczne szkolenie. Później pozostają w rezerwie i regularnie się doszkalają. W Polsce od 2008 roku nie ma zasadniczej służby wojskowej, ale czasy się zmieniły. Moim zdaniem, powinniśmy wprowadzić system szkoleń, które pozwolą na przygotowanie rezerw. Nie chodzi o powrót do przymusowego poboru, ale o zapewnienie podstawowej wiedzy i umiejętności każdemu obywatelowi. Obowiązkowe szkolenia mogłyby odbywać się w systemie weekendowym, co nie przeszkadzałoby młodym ludziom w nauce czy pracy. Trzeba znaleźć balans między wymaganiami obronności a realiami życia codziennego. Współczesna armia opiera się nie tylko na sile fizycznej, ale także na umiejętnościach technologicznych. Warto, by w szkoleniach uwzględniano także kwestie związane z cyberbezpieczeństwem czy obsługą nowoczesnych systemów bojowych.
A jak pan ocenia edukację wojskową, związaną z bezpieczeństwem w szkołach?
Mamy przedmiot edukacja dla bezpieczeństwa, ale to za mało. Powinno być więcej godzin zajęć praktycznych, np. nauki strzelectwa, pierwszej pomocy. W niektórych szkołach jest to traktowane bardzo poważnie, w innych niestety tylko teoretycznie. Młodzież powinna wiedzieć, jak się zachować w sytuacjach kryzysowych. Gdybyśmy mieli w szkołach dobrze opracowany program przysposobienia obronnego, obywatele byliby lepiej przygotowani na ewentualne zagrożenia. Należy także inwestować w nauczycieli. Nie każdy pedagog jest przygotowany do prowadzenia zajęć o takiej tematyce. Potrzebne są kursy i szkolenia dla kadry nauczycielskiej, aby edukacja dla bezpieczeństwa była prowadzona na wysokim poziomie.
Jak wygląda zainteresowanie młodych ludzi wojskowością?
Jest duże. W klasach wojskowych mamy uczniów, którzy myślą o karierze w wojsku, lotnictwie czy służbach mundurowych. To dla nich szansa na dobrą pracę, stabilizację finansową, ale i możliwość realizacji pasji. Wielu młodych ludzi decyduje się na wstąpienie do WOT, by zdobyć doświadczenie. Są też osoby, które traktują to jako dodatkowy atut na rynku pracy – ktoś, kto ukończył szkolenie wojskowe, jest bardziej zdyscyplinowany i przygotowany na sytuacje kryzysowe.
Obecne zachęty do służby są wystarczające?
WOT-owcy mają np. zniżki kolejowe, ale system zachęt powinien być szerszy. W Finlandii osoby po służbie wojskowej mają preferencje w zatrudnieniu w urzędach państwowych. To dobry pomysł. My również powinniśmy myśleć o podobnych rozwiązaniach. Ułatwienia w znalezieniu pracy, możliwość uzyskania dodatkowych punktów przy rekrutacji na studia czy wsparcie w zdobyciu kwalifikacji zawodowych – to elementy, które mogłyby przyciągnąć więcej chętnych.
Polska ma wystarczającą liczbę przeszkolonych rezerwistów?
Nie. Ostatni obowiązkowy pobór był w 2008 roku, co oznacza, że mamy całe pokolenie ludzi bez przeszkolenia wojskowego. Ukraina pokazała, że w czasie wojny kluczowe są rezerwy. Dlatego konieczne są szkolenia, by uzupełnić tę lukę. Powinniśmy, również inwestować w systemy rekrutacyjne i bazę danych rezerwistów. Ważne jest, aby każdy, kto przeszedł szkolenie wojskowe, był w systemie, który pozwoli go szybko powołać w razie potrzeby. Warto co roku szkolić rezerwistów, aby podtrzymać ich umiejętności, ale w taki sposób by ich pracodawcy na ich nieobecności za bardzo nie tracili, a sami żołnierze rezerwy odpowiednio i efektywnie spędzili czas na szkoleniu.
Uważa pan, że społeczeństwo jest gotowe na te zmiany?
To będzie proces, który wymaga edukacji i świadomości obywateli. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak ważne jest przygotowanie na sytuacje kryzysowe. Dopóki nie stanie się coś poważnego, większość społeczeństwa nie zwróci na to uwagi. Dlatego tak ważne jest budowanie odpowiedniej mentalności i pokazywanie, że szkolenia obronne to nie tylko przygotowanie do wojny, ale także do sytuacji nadzwyczajnych, jak klęski żywiołowe czy zamachy terrorystyczne.