Kilka razy pisaliśmy o rosnących cenach węgla. Jedna z rodzin, z którą rozmawialiśmy jakiś czas temu, aby zapewnić sobie opał na najbliższy sezon, kupując 5 ton ekogroszku zapłaciła równo 16 tys. zł. To kwota, która dla niejednej polskiej rodziny jest nieosiągalna – zwłaszcza w dobie rosnących cen żywności czy prądu. Sporo osób decyduje się na palenie drewnem. Gdy jedni, u progu zbliżającej się jesieni, tną na opał zalegające w garażu palety, drudzy szukają drewna w lasach.
Zbigniew Łyszczarz jest leśniczym Leśnictwa Łękno. W rozmowie ze „Średzką” mówi, że w tym roku praktycznie nie ma dnia, aby nie otrzymał telefonu z zapytaniem o kupno drewna z lasu. Telefony odbiera nawet od osób spoza naszego regionu. - Nie ma dnia, aby ktoś nie pytał, czy nie przyjechał z zapytaniem o drewno opałowe. Już jakiekolwiek, iglaste lub liściaste – mówi leśniczy.
Przyznaje jednocześnie, że każdego roku w lesie może zostać wycięta określona ilość drzew – reguluje to specjalny operat, z którego leśniczy jest rozliczany. To oznacza, że nie można wyciąć więcej drzew niż przewiduje wspomniany operat. Aktualne zainteresowanie zakupem drewna jest na tyle duże, że każdorazowo po wycince cała ilość jest od razu wyprzedawana. O tym, do kogo trafi drewno w Nadleśnictwie Łekno decyduje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”.
- Rok temu nie było takiego problemu. Każdorazowo całość puli, jaką miałem w swoim planie wyprzedawaliśmy, ale wręcz miałem sytuacje, kiedy był problem ze sprzedażą całej puli. Nie było sytuacji, żeby chętni nie mogli się zaopatrzyć. W tym roku jest wielki problem z węglem i jest bardzo duży popyt. W miarę możliwości zaopatrujemy [w drewno - red.], ale jestem zobowiązany przestrzegać swoich planów. Być może w listopadzie albo w grudniu tego opału, u mnie, ale też w innych nadleśnictwach po prostu nie będzie. Nie tniemy według potrzeb, każdy leśniczy ma określoną pulę, którą może wyciąć i tego musimy przestrzegać – mówi Zbygniew Łyszczarz. I dodaje, że jest bardzo duże zainteresowanie nabywaniem drobnicy, czyli popularnego chrustu. Wówczas nabywcy sami przyjeżdżają do lasu i zbierają ją z udostępnionej przez leśniczego powierzchni.
A jak kształtują się ceny drewna? W Nadleśnictwie Łękno za 1 m3 drewna iglastego zapłacimy 170,97 zł, 1 m3 drewna liściastego kosztuje 261,99 zł. Najtaniej, bo 146,37 zł zapłaci się za drewno mniej kaloryczne, m.in. lipę, i wierzbę. Polacy kupują jednak wszystko co się da i mimo że w drzewo z lasu należy pociąć i zwieźć swoim transportem – dla wielu nie jest to problem. Zbigniew Łyszczarz mówi nam, że sprzedaje maksymalnie po 5-6 m3 na osobę, tylko dlatego, żeby móc zaopatrzyć jak najwięcej chętnych.
W sklepach budowlanych i składach ceny są wyższe. W jednym ze składów, aby kupić dobrej jakości drewno trzeba zapisać się do kolejki, ale w tym roku już szans na dostanie opału nie ma. Gdzie indziej jest tylko drzewo iglaste. Średnia cena kształtuje się pomiędzy 450 a 600 zł za metr sześcienny. Trudna sytuacja na rynku powoduje, że w lasach rośnie liczba kradzieży drewna. Choć w Nadleśnictwie Łękno, gdzie byliśmy we wtorek, nie widać aż tak bardzo tego typu zjawisk, to w sąsiednim Nadleśnictwie Czmoń – już większa kradzież miała miejsce.
Dodajmy, że trwa proces legislacyjny związany z wypłaceniem tzw. dodatku do drewna w wysokości 1000 zł. Jednak jak powszechnie wiadomo, od procesu legislacyjnego do wpłynięcia pieniędzy na konto obywatela jest długa droga. A pamiętajmy, że sama sprawa dodatku węglowego w wysokości 3 tys. zł to póki co pasmo niekończących się wątpliwości, problemów i komplikacji.
Polacy robią co mogą, aby przygotować się na rozpoczynający się wkrótce sezon grzewczy. Wątpliwe jest, aby każdemu się to udało. W dobie galopujących cen wielu po prostu nie będzie stać na zakup opału. Niejedna osoba zapewne zdecyduje się na palenie śmieciami, bo najzwyczajniej nie będzie miała innego wyjścia. Musimy być przygotowani nawet na najgorsze scenariusze.
KK