Dla zawodniczki ze Środy to ogromne wyróżnienie i spore zaskoczenie. - W ubiegły czwartek dostałam wiadomość, że jadę. To była ogromna niespodzianka. Dostałam się na zasadzie tzw. minimum „B”, czyli samofinansowania – mówi w rozmowie ze „Średzką” Kasia Chojnacka.

 

Albi gościło już mistrzostwa świata w 2016 roku. Trasa ma około półtora kilometra i jest całkowicie płaska. To zawody najwyższej rangi, z tzw. złotą etykietą, co oznacza, że każdy element organizacji podlega szczegółowej kontroli. – To nie są biegi w krajach azjatyckich, gdzie nikt nie przejmuje się ruchem ulicznym i wszystko dzieje się w chaosie. We Francji troska o przebieg zawodów będzie bardzo duża – podkreśla biegaczka.

 

Teraz przyszedł czas na intensywne przygotowania. Kasia Chojnacka porównuje bieg 24-godzinny do walki bokserskiej. – To trochę „last call”. Do takiego startu nie przygotujesz się w tydzień. Trzeba trenować pół roku, jak przed walką. Ale mamy miesiąc i jesteśmy w rytmie maratońskim, więc myślę, że dam radę – dodaje średzianka.

 

Na koncie Kasia ma już wiele startów w biegach długodystansowych. Jej rekord to 217 km przebiegnięte w ciągu doby. Teraz chciałaby poprawić ten wynik. – Wszystko rozgrywa się w głowie, chcę dać „maksa”. W biegach ultra ciało bywa mniej ważne niż psychika. Gdy przestajemy wierzyć, że się da tracimy bardzo wiele – tłumaczy zawodniczka.

 

Co ciekawe, minimum kwalifikacyjne na mistrzostwa zrobiła bez specjalnych przygotowań. Stało się to podczas biegu 24-godzinnego, na który jej partner i trener, Filip Jańczak, zapisał ją zaledwie tydzień przed startem. Kasia zajęła wówczas piąte miejsce. Teraz czeka ją jeszcze większe wyzwanie.

– Moja obecność na trasie jest bardzo ważna, by Kasia czuła, że ma wsparcie – wskazuje Filip Jańczak. – W tym biegu liczy się nie tylko siła nóg, ale przede wszystkim głowy i serca.

 

KK