Udział w Mistrzostwach Świata w Triathlonie na Hawajach to marzenie każdego sportowca, który zmierzył się z pełnym dystansem Ironmana. 3,9 km pływania, jazda rowerem 180 km i bieg na dystansie maratońskim, czyli 42 km to wyzwanie dla największych twardzieli. Trzeba być jak... skała. A Piotr Rozwora ma właśnie taki przydomek.
Średzianin rok temu podczas zawodów w Tallinie zdobył kwalifikację na zawody na Hawajach. Potem, przez wiele miesięcy ćwiczył pod okiem Sebastiana Białobrzeskiego, wspierany przez rodzinę, przyjaciół, znajomych. Codziennie trening lub dwa. Bez dnia na regenerację...
Na Hawajach musiał zmierzyć się nie tylko z dystansem, chwilowymi słabościami, ale także z pogodą, czyli wysoką temperaturą i bardzo duża wilgotnością. Plan zrealizował w 100 procentach. Dystans pokonał w czasie 10:37:09. W swojej kategorii wiekowej M50-54 zajął 101. miejsce na 409 zawodników, a w klasyfikacji open 1019. na 2287 zawodników.
- Pływanie w oceanie okazało się nie lada wyzwaniem. Jednocześnie startuje po 500 osób. Nikt w wodzie na nikogo nie patrzy, tylko wiosłuje ile sił. Płyną po sobie, obijają sie łokciami i nogami. Dopiero po 500 - 600 metrów robi się luźniej - opowiadał nam kilka godzin po zawodach Piotr Rozwora. - Do tego dochodzi bardzo słona woda, która pali przełyk.
Już po pływaniu zawodnik musiał dobiec do strefy zmian. - Wystartowało prawie 2400 zawodników, a wolontariuszy, którzy o nas dbali, dopingowali nas było 5 tys. Byli rewelacyjni. Po pływaniu w tak słonej wodzie umyli nas, co było koniecznością. I ruszyłem na trasę rowerową - opowiada nasz zawodnik.
Trasa okazała się bardzo wymagająca. Pagórkowaty teren, ciągle zmieniający się rytm. Do tego coraz cieplej. - Niby nie wiało, ale były odcinki, że wiało bardzo mocno. Na szczęście uniknąłem przebicia opony, bo na trasie widziałem wielu zawodników, którzy mieli takiego pecha. Bardzo dużo piłem. Podczas całych zawodów wypiłem chyba 12 litrów płynów - mówi Piotr Rozwora.
Potem znów było trzeba się przebrać i ruszyć biegiem w trasę maratońską. Przez cały czas kibicowało 20 - 30 tys. ludzi. Atmosfera była niesamowita. Temperatura była coraz wyższa. zmęczenie dawało o sobie znać. - Widziałem zawodników, którzy nie dawali rady. Pomagały im służby medyczne, wolontariusze. Byli wśród nich także zawodnicy profesjonalni. Bieganie naprawdę dało mi w kość. Ale potem była już czysta radość - mówi triathlonista.
Na miejscu w Konie przez cały czas dopingowali go najbliżsi - żona Agnieszka, syn Bartosz, no i trener. Ale także wielu innych Polaków.
- Największy szok przeżyłem później, jak zobaczyłem ogrom wiadomości, jakie spływały na mój telefon. Pisali przyjaciele, znajomi, grupa dopingowała mnie w średzkim pubie Amsterdam. Wszystkim jestem ogromnie wdzięczny. To dla mnie ogromny powód do radości - mówi Piotr Rozwora.
Zawodnik wraca do Środy pod koniec tygodnia. Na razie nie ukrywa, że trzeba odpocząć. Na Hawajach zakończył swój etap ścigania się w Ironmanie. Zrobił wszystko, co można było zrobić. I to z ogromną nawiązką.
Na mistrzostwach świata Piotr Rozwora reprezentował Polskę i Środę Wielkopolską. Zawodnika wsparli burmistrz Środy Piotr Mieloch, Marcin Fludra i jego firma Fludra (przedsiębiorca i jego współpracownicy są organizatorami Charytatywnej Piątki z Fludrą), Ron Wheels (producent profesjonalnych kół rowerowych ze Środy). Sponsorem jest również firma B.W.A. BIS.
Chcę dalej biegać. Pasjonują mnie biegi górskie. W planach mam obiegnięcie Mount Blanc (Ultra-Trail du Mont-Blanc (UTMB) – jeden z najtrudniejszych ultramaratonów terenowych w Europie. Uczestnicy muszą pokonać 170 kilometrów, a łączne przewyższenie wynosi 10000 m). Już się na to cieszę – deklarował nam dwa tygodnie temu. I znając go, na pewno dotrzyma słowa.
(kóz)