Paweł Bałuch powiedział nam w poniedziałek, że o wyjeździe na swoim motorowerze myślał już od dłuższego czasu, trudno było jednak dopiąć mu szczegóły podróży. – Zaważyły dwa czynniki. Zainspirował mnie Sławek Bednarek i chciałem jechać z nim, kiery ruszył w podróż swoim składakiem Wigry 2, ale nie mogłem wtedy wziąć udziału w tej inicjatywie. Nie pasował termin, ale też nie było za bardzo czasu na tygodniowy wyjazd. Później znajoma grupa ze Swarzędza jechała na Monte Cassino motorowerami.
Stwierdziłem, że jeśli mam Jawę 50, to też pojadę. No i zacząłem szykować się do jazdy „kaczką" [potoczne określenie na motorower Jawa 50 – red.] – mówi Paweł Bałuch.
Padło na Sandomierz, czyli miasto partnerskie Środy. Średzianin wyjazd tam planował już od dłuższego czasu, bo jak podkreśla, choć dużo podróżuje po Polsce, to do Sandomierza nigdy nie było po drodze. W wyprawie panu Pawłowi towarzyszył jego 11-letni syn Stanisław. Jest zmotywowany i chętny o podróżowania ze swoim tatą.
- Kiedy byliśmy przed wyprawą u pana burmistrza, Stanisław przekonywał, że nawet jeśli motorower nie wytrzyma tej wyprawy, to dojdziemy na piechotę pchając naszą jawę – śmieje się Paweł Bałuch.
Podróż w pierwszą stronę rozpoczęła się w piątek po południu, a zakończyła w środę. W pierwszy dzień udało się przejechać zaledwie 70 km, z uwagi na późny wyjazd. Ale pojawiła się także awaria, przez co była konieczność wizyty u mechanika. Paweł Bałuch przekonuje, że nie zabrał ze sobą żadnych narzędzi, poza kluczem do świec, a w zasadzie jego połową. Fragment klucza wypadł za Miłosławiem przez przedartą reklamówkę.
- Mój tata znał dobrze te konstrukcje, ale ja już niekoniecznie. Uznałem, że jeśli nie znam tej maszyny, to po prostu nie będę zabierać się za poważne naprawy podczas podróży. Udało mi się spotkać dobrych ludzi, którzy sprawnie pomogli z usterkami. Szczęśliwie i bezpiecznie dojechaliśmy to jest ważne – podkreśla średzianin.
Paweł Bałuch przekonuje, że motorowery nie służą do długich jazd. Przyjemnie jest przez pierwsze pół godziny, w porywach - godzinę. Później robi się trudno, a i sama maszyna potrzebuje chwilę postoju. – One były stworzone do krótkich jazd, a nie wypraw po 400 km. Oczywiście wszystko jest do zrobienia, ale co do zasady nie takie było ich zastosowanie – tłumaczy średzianin.
I dodaje: - Optymalna prędkość wynosiła 40 km/h. Jawa ma trzy biegi, zatem na niektóre góry trzeba było wjeżdżać z prędkością nawet 10 km/h, na pierwszym biegu. Jadąc szybciej mogłoby być niebezpiecznie, zatem nie pędziliśmy. Co kilkadziesiąt minut robiliśmy krótki postój.
Podróżnicy zabrali jedną walizkę i plecak. Nie pakowali się w nadmiarze, bo to co potrzebne kupowali na trasie.
Reakcje ludzi na podróż średzian były bardzo pozytywne. W jednej z wiosek, drugiego dnia podróży w stronę Sandomierza, udało się znaleźć miejsce na nocleg na jednym z pól. Mieszkaniec pobliskiego domu zaprosił jednak podróżników pod swój dach. Paweł Bałuch opowiada, że dostał wraz z synem pyszną kolację i wygodne łóżko. Drugiego dnia, oprócz obfitego śniadania, na trasę dostali także kanapki. Takiej otwartości się nie spodziewali.
Po drodze opowiadali o pomyśle na swoją podróż, zwiedzali muzea i ciekawe miejsca kierowane dla turystów. Zapraszali także na Parkowanie Średzkich Youngtimerów do parku Łazienki, które zaplanowano na 3 sierpnia. W Sandomierzu średzianie spotkali się z burmistrzem miasta.
Już dzisiaj pan Paweł i jego syn planują kolejną wyprawę na motorowerze. Chcieliby wybrać do czeskich Kralup. Jak mówią zgodnie, do Czech wypadałoby wybrać się na czeskim motorowerze.
KK
Fot. P. Bałuch