- Kochanie zrobisz coś dla mnie?  

- Co takiego?

- Obiecaj mi, że to zrobisz!

- Dobrze, zrobię! Ale co takiego?!

- Zapisałem ciebie na bieg dobowy, który odbędzie się w przyszłym tygodniu... Wiem, że treningowo nie jesteś gotowa. Pobiegnij to sercem! Ja w ciebie wierzę!

  • Jesteś szalony, ale zrobię to dla ciebie skarbie!

Tak właśnie zapisałem Kasię na bieg dobowy w Pabianicach, na którym przebiegła 217 km zostając piątą zawodniczką w kraju. Fizycznie nie była gotowa do tego wyścigu. Już po 40 kilometrach zaczęła się "droga krzyżowa". Staraliśmy się z Przemkiem być z nią na dobre i złe, wspierać w kryzysach. Wspaniale sprawdzały się karteczki motywacyjne, które co jakiś czas podawaliśmy jej na kolejnej pętli. Najgorsza była noc. Narastający ból i przeszywające zimno powodowały, że wielu zawodników zeszło z trasy. Reszta, która została na placu boju walczyła już nie tylko z dystansem, ale z samym sobą. Kasia wyglądała, jakby szła na granicy światów. Z jednej strony siła woli, która nie pozwalała jej się zatrzymać, z drugiej zmęczenie tak głębokie, że chwilami błądziła wzrokiem, jakby szukała wyjścia z własnej głowy.

 

W pewnym momencie, około 3 w nocy, usiadła przy naszym stoliku i powiedziała cicho „Nie dam rady”. Przemek spojrzał na mnie. Wymieniliśmy szybkie spojrzenia, obaj wiedzieliśmy, że to najważniejsze 5 minut tego biegu. Uklęknąłem przy niej, podałem kolejną karteczkę, tę, na której napisałem: "Twoje nogi mogą przestać chcieć, ale serce nigdy nie przestaje wierzyć." Spojrzała na mnie, potem na kartkę, a potem... wstała. Bez słowa. Ruszyła w ciemność, zdeterminowanym krokiem, jakby właśnie podjęła decyzję, że to nie będzie jej porażka.

 

Kiedy świt zaczął przebijać się przez poranne mgły, a na trasie zostali już tylko najtwardsi, Kasia była nadal tam — biegła, maszerowała, walczyła. W ciągu tych ostatnich godzin pokazała, że ciało może być słabe, ale duch – niezłomny. Gdy wybiegła na ostatnią pętlę, zegar pokazywał, że ma szansę na przekroczenie 217 kilometrów. Cała ekipa krzyczała, jakby to były igrzyska olimpijskie. Wbiegła na metę z uśmiechem, łzami w oczach i słowami:

 

– „Zrobiłam to dla Ciebie!” A ja tylko stałem tam, patrzyłem na nią i wiedziałem jedno: To ja miałem szczęście, że ją mam. Jak się później okazało, tak właśnie Kasia… wybiegła minimum na Mistrzostwa Świata we Francji. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Gdy emocje opadły, a zmęczenie przekształciło się w cichą dumę, przyszły oficjalne wyniki. 217 kilometrów — wynik, który nie tylko uplasował ją w czołówce kobiet w kraju, ale również spełnił wymagane minimum kwalifikacyjne na Mistrzostwa Świata!

 

Czasami marzenia spełniają się wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewasz – nie wtedy, gdy jesteś najbardziej przygotowany, ale wtedy, gdy jesteś gotów dać z siebie wszystko mimo przeciwności. Wszystko zaczęło się od jednej rozmowy: – Kochanie, zrobisz coś dla mnie?

 

A skończyło na bilecie do Francji, na reprezentowaniu Polski, na pokazaniu całemu światu, że sercem można przebiec więcej, niż podpowiada logika. I wiecie co? To dopiero początek.