Krzysztof Kubiak: Krótkofalarstwo, CB radio – to pojęcia, które wszyscy słyszeliśmy, ale czy na pewno je dobrze znamy?
Przemysław Kwiatkowski: Przede wszystkim krótkofalarstwo i tak popularne u nas swojego czasu CB radio to nie to samo, choć podobieństw jest całkiem sporo, a wielu krótkofalowców zaczynało właśnie w paśmie CB. Mnie to akurat ominęło, choć jak niemal wszyscy, miałem kiedyś w aucie CB. I to jest dobre porównanie. CB radio to urządzenie komunikacyjne, pracujące w jednym ściśle określonym zakresie częstotliwości, 27 MHz. To pasmo obywatelskie, z angielskiego „citizen band”. Stąd nazwa. Jeśli samo radio spełnia nałożone przez ustawodawcę ograniczenia, głównie chodzi o moc nadawczą nie większą niż 4 W, można z niego korzystać praktycznie bez ograniczeń. W krótkofalarstwie mamy do dyspozycji większe moce nadawcze, zazwyczaj do 500 W i wiele pasm, choć najczęściej wykorzystywane są te pomiędzy 1.8 MHz a 1.2 GHz. Każde jest inne i daje inne możliwości, ale dzięki temu, że się wzajemnie uzupełniają, w zasadzie nie ma sytuacji, w której na dowolną niemal odległość nie da się porozumieć. Są też urządzenia wspomagające, jak przemienniki i - tu ciekawostka - satelity amatorskie. Ale żeby z tego wszystkiego korzystać, trzeba zdać państwowy egzamin i uzyskać pozwolenie radiowe. Egzamin nie jest jakiś bardzo trudny. Trochę fizyki, trochę elektroniki, ale przygotować się jednak trzeba. Przydadzą się też podstawy angielskiego czy telegrafii.
Czy łączność radiowa przetrwa w dobie telefonów komórkowych i internetu?
Dzisiaj łączność radiowa odeszła trochę do lamusa, bo telefonia i stacjonarna, i komórkowa stały się łatwo dostępne i tanie dla użytkownika. Inaczej było w latach 80. czy 90., kiedy wszelkie radia były narzędziem codziennej komunikacji, jak telefony i internet teraz. Natomiast prosta łączność radiowa ma jedną istotną przewagę: nie potrzebuje rozwiniętej infrastruktury pomiędzy rozmówcami. Każdy ma swoje radio, swoją antenę, a sygnał pokonuje drogę w różnych warstwach atmosfery, korzystając z szeregu zjawisk fizycznych. To dużo pewniejsze niż sieć komórkowa, gdzie awaria zasilania na kilku stacjach bazowych sprawia, że z telefonu nie da się skorzystać. Taki problem był choćby w okolicy Jarocina, kilka lat temu, gdy po wichurach, które zerwały wiele dachów w Dobrzycy, prądu nie było w promieniu kilkunastu kilometrów. Po kilku godzinach rozładowały się akumulatory w stacjach bazowych i telefony przestały działać. Dlatego w służbach ratunkowych nadal korzysta się z prostych rozwiązań radiowych, które są bardziej niezawodne. I to pewnie w najbliższym czasie się nie zmieni.
Radiostacje odejdą do lamusa?
Oczywiście, że technika radiowa nie stoi w miejscu. Tak krótkofalowcy amatorzy, jak i komercyjni producenci sprzętu ciągle te urządzenia udoskonalają, wykorzystując zebrane doświadczenia. Ale główne założenie jest niezmienne: ma być prosto i niezawodnie. Coraz częściej wykorzystuje się emisje cyfrowe, zbliżone do tych używanych się sieciach komórkowych, ale komunikacja odbywa się w relacji punkt - punkt czy punkt - wiele punktów, bez elementów pośredniczących.
W sytuacji wojny na wschodzie tematyka łączności, mam wrażenie, że powraca.
Zainteresowanie tą formą komunikacji wyraźnie wzrosło po inwazji Rosji na Ukrainę. To widać i o tym mówi się w naszym środowisku. I dobrze, bo nie każdy musi być radiooperatorem, ale warto posiadać choćby podstawową wiedzę. Swoją przygodę warto zacząć od wizyty w klubie krótkofalarskim. W Środzie takiego nie mamy, ale jest w Poznaniu na os. Rusa czy w Jarocinie. Tam są ludzie, którzy pomogą w pierwszych krokach. Niestety, rosnące zainteresowanie często skutkuje tym, że ludzie bez wiedzy kupują sprzęt i próbują swoich sił w sposób całkowicie nielegalny, używając częstotliwości przeznaczonych dla służb, lotnictwa czy wojska. Narażają się tym na wysokie kary, ale przede wszystkim narażają innych na realne niebezpieczeństwo. Nie warto. Można zacząć od zwykłego CB radia albo z pomocą innych krótkofalowców uzyskać licencję.
W kryzysach ta łączność się jednak przydaje.
Podstawą tego, co robimy jako krótkofalowcy jest prowadzenie łączności. Można konkurować na największą odległość, na liczbę przeprowadzonych łączności w danym czasie, można i swobodnie porozmawiać na różne tematy. Drugim polem aktywności jest rozwój sprzętowy. Wielu kolegów to konstruktorzy. Tak radiostacje, jak i anteny to spore pole do eksperymentów. Również to, jak sygnały się rozchodzą to spora ciekawostka. Jest wiele zjawisk, które na to wpływają. Choćby zorza polarna. Ale wiele dzieje się i w samej atmosferze. Czasami w zwykłym samochodowym radiu nagle zaczynamy słyszeć stacje z drugiego końca kraju czy zagranicy, choć zazwyczaj odbieramy tylko te lokalne. Podobnie jest z telewizją naziemną. Pamiętam, jak bodaj w 1997 roku przez kilka dni warunki propagacyjne na pasmach UKF były tak podniesione, że oprócz krajowych kanałów telewizyjnych odbieraliśmy niemieckie czy francuskie. Bez satelity. To się zdarza, choć aż tak spektakularnie jest dosyć rzadko. Rok 1997 to dobre nawiązanie do łączności kryzysowej. Tym też się zajmujemy. Przede wszystkim ćwiczymy w terenie przekazywanie komunikatów, choć dziś może się to wydawać zbędne. Ale wówczas, podczas powodzi, to krótkofalowcy w sporej części koordynowali pomoc powodzianom, bo dysponowali umiejętnościami i sprzętem, który zapewniał komunikację z terenami odciętymi od świata. I tu dużo nie potrzeba. Niewielkie samochodowe radio ze skuteczną anteną pozwala się porozumieć na kilkadziesiąt kilometrów. A na falach krótkich te zasięgi są wielokrotnie większe. Trzeba jednak wiedzieć, z którego pasma w której części dnia, o jakiej porze roku korzystać.
Czy można podsłuchiwać służby?
Lubimy patrzeć w niebo. Zdarza się, że można przeprowadzić łączność z astronautami na międzynarodowej stacji kosmicznej, czy chociaż usłyszeć ich rozmowy z Ziemią. Korzystamy z odbić np. od powierzchni Księżyca, aby rozmawiać z odległymi stacjami. Usłyszeć można naprawdę sporo. Ważne jest, aby robić to wszystko z głową i nie przeszkadzać innym. Nie jestem też zwolennikiem podsłuchiwania służb, choć zdaje się, że ten problem powoli znika, ponieważ tam coraz częściej stosowane są szyfrowane rozwiązania cyfrowe. I dobrze. Ale nadal łączności radiowej w wielu przypadkach zastąpić się po prostu nie da.