mówi o sobie – pozytywnie zakręcona
Ze Środą związała całe swoje życie. Jest absolwentką Szkoły Podstawowej nr 2 i Liceum Ogólnokształcącego im. Powstańców Wielkopolskich, skończyła także studia wyższe w Jarocinie. Kocha Środę. – To piękne miasto. W latach licealnych miałam marzenie, aby mieszkać w Poznaniu, ale dzisiaj nie wyobrażam sobie mieszkać poza Środą. To małe społeczeństwo, gdzie większość ludzi się zna. Podobają mi się średzkie uliczki, lubię nasze jezioro. Ciągle mam w pamięci dawny średzki rynek. Utrwalił mi się także deptak sprzed lat, pełen sklepików i życia – wspomina pani Beata.
Zawodowo związała się ze strażą pożarną w Środzie, gdzie przez wiele lat zajmowała się w sprawami organizacyjno-kadrowymi. Mąż Beaty Kuderczak był zawodowym strażakiem i to właśnie tam go poznała. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że jej syn urodził się 4 maja, czyli w Dzień Strażaka. – Jesteśmy rodziną ze strażackimi korzeniami i to dosłownie – śmieje się pani Beata. Mówi, że sentyment do straży ma do dzisiaj. – Mam przeogromny szacunek do tej formacji. Na strażakach można polegać bezwarunkowo. Są to fachowcy, ludzie wykształceni, którzy posiadają bardzo duże doświadczenie w tym co robią. Lubię tam zaglądać, wiele relacji pozostało do dzisiaj, pomimo, że już nie pracuję – dodaje. Kocha rękodzieło. Prace pani Beaty można podziwiać na facebookowej stronie „Mój kolorowy świat - Beata Kuderczak”. Tworzy m.in. kartki okolicznościowe i ozdoby. – Dla mnie to przede wszystkim ogromna radość. Jeśli coś wychodzi z moich rąk i wiem, że komuś będzie towarzyszyło w ważnym dniu to dla mnie to ogromna satysfakcja – przyznaje. Lubi też śpiewać, uczestniczyła m.in. w akcji „Scena jest wasza” organizowanej przez Ośrodek Kultury w Środzie. 
Nieodzowną częścią życia pani Beaty jest choroba. Choruje jej mąż, syn, sama również przed laty zmagała się z rakiem piersi. Jednak to kobieta, która pomimo ogromnych trudności jest szalenie uśmiechniętą i pozytywną osobą. – Nie znam innego życia. Moje dziecko urodziło się ciężko chore, staram się wyłapywać coś dobrego z tego, co mam. Zawsze byłam optymistką, że nawet jak coś na mnie spadnie, to był krótki strzał i żyłam dalej – mówi pani Beata. I dodaje: – Z nadejściem choroby wszystko się przestawia, ma się inną perspektywę. Człowiek przestaje się przejmować drobnostkami, nie myśli się o tym co inni pomyślą. Uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Możemy mieć plany na dzisiaj, na jutro czy za rok, ale co ma być… to i tak będzie – mówi. Mocno zachęca kobiety do samobadania piersi i regularnych wizyt lekarskich. Pani Beata uczestniczy w wielu akcjach charytatywnych. Na aukcje przeznacza m.in. swoje prace. – Nasza rodzina daje sobie radę finansowo w leczeniu, ale jest mnóstwo ludzi, którzy po prostu nie mają na leki, na zagraniczne leczenie. Dzisiaj ja komuś pomogę, a jutro ja mogę potrzebować pomocy. Wierzę, że dobro wraca. Tak naprawdę jest, bo jako rodzina tego wielokrotnie doświadczyliśmy. Zapytana o przesłanie do naszych czytelników mówi: Żyj i daj żyć innym. Nie zaglądajmy do czyjegoś życia. Zajmijmy się sobą i pozwólmy wszystkim żyć na własnych zasadach. Najważniejsze, aby naszym życiem nie krzywdzić innych.